Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/188

Ta strona została przepisana.

się do pani de Villeparisis; ponieważ to jest sobota, myślałam że mógłby wpaść na dwadzieścia cztery godzin do Paryża i w takim razie zaszedłby cię z pewnością odwiedzić.
W rzeczywistości pani de Marsantes myślała, że jej syn nie dostał pozwolenia; że jednak w każdym razie wiedziała, iż, gdyby je miał, nie zaszedłby do pani de Villeparisis, miała nadzieję, udając iż wierzy żeby go tutaj zastała, zyskać mu przebaczenie u podejrzliwej ciotki za wszystkie wizyty o które ją oszukał.
— Robert tutaj! Ależ ja nie miałam nawet słówka od niego; zdaje się, żem go nie widziała od czasu Balbec.
— Jest taki zajęty, tyle ma do roboty — rzekła pani de Marsantes.
Niedostrzegalny uśmiech sfalował rzęsy pani de Guermantes; patrzała na kółko, które końcem parasolki kreśliła na dywanie. Za każdym razem kiedy książę zaniedbywał zbyt jawnie żonę, pani de Marsantes brała z rozgłosem stronę szwagierki przeciw bratu. Ta zachowywała jej opiekę we wdzięcznej i uraźliwej pamięci i niezbyt się martwiła wybrykami Roberta. W tej chwili drzwi otwarły się znowu i wszedł Robert.

182