proponuje że będzie głosował na mnie, to dlatego że mu to nie przyszło na myśl. Za wiele mówi o mojej wielkiej władzy, musi myśleć że mnie pieczone gołąbki same wpadają do ust, że mam tyle głosów ile zapragnę i dlatego nie proponuje mi swojego; ale wystarczy mi przycisnąć go do muru, o tak, w cztery oczy, i powiedzieć mu: „No więc, niech pan głosuje za mną”, a będzie musiał to zrobić.
Ale książę von Faffenheim nie był naiwny; był — jakby powiedział doktór Cottard — „szczwanym dyplomatą” i wiedział że pan de Nerpois jest nie mniej szczwany, ani też nie jest człowiekiem nie zdolnym zgadnąć w lot, że mógłby sprawić przyjemność kandydatowi, głosując za nim. W czasie swoich ambasad i jako minister spraw zagranicznych, książę miewał, na rzecz swojego kraju, jak obecnie dla samego siebie, owe rozmowy, w których człowiek wie zgóry jak daleko chce zajść i czego nie chce powiedzieć. Wiedział, że w języku dyplomatycznym rozmawiać znaczy ofiarowywać. I dlatego postarał się dla pana de Norpois o wielką wstęgę świętego Andrzeja. Ale gdyby musiał zdać sprawę swemu rządowi z rozmowy jaką miał potem z panem de Norpois, mógłby sformułować to w depeszy: „Zrozumiałem, żem obrał fałszywą
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/196
Ta strona została przepisana.
190