Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/198

Ta strona została przepisana.

, pomyślał książę; rokowania nie posunęły się ani o jotę; nie tego chciał. Nie znalazłem właściwego klucza.
Był to rodzaj wnioskowania, do jakiego pan de Norpois, wychowany w tej samej szkole, byłby równie zdolny. Można sobie drwić z pedantycznego ramolizmu, z jakim dyplomaci w stylu pana de Norpois rozpływają się nad oficjalnem słówkiem, prawie nieznaczącem. Ale ich dzieciństwo ma swoją korekturę: dyplomaci wiedzą, że na wadze która zapewnia równowagę europejską lub inną, nazywaną pokojem, dobre uczucia, piękne słowa, błagania, ważą bardzo mało; że ważki i prawdziwy ciężar, decyzje, zależą od czego innego: od możliwości, jaką posiada przeciwnik (o ile jest dość silny) zaspokojenia, w drodze wymiany, jakiejś chęci. Z tym systemem prawd, którego osoba całkowicie bezinteresowna, jak moja babka naprzykład, nie byłaby zdolna pojąć, pan de Norpois i niemiecki książę zmagali się często. Jako ambasador w krajach z któremi bywaliśmy o włos od wojny, pan de Norpois, niespokojny o obrót wypadków, wiedział bardzo dobrze, że nie pod słowem pokój lub pod słowem wojna będą mu one zakomunikowane; ale pod innem, banalnem napozór, straszliwem lub błogosławionem, które dyplomata, przy pomocy

192