Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/210

Ta strona została przepisana.

że mu właśnie potrzeba kolorowej kamizelki, uczułem iż młoda dziewczyna zrobiła na nim silne wrażenie. Bez chwili wahania poprosił mnie, żebym z nim zeszedł i przedstwił go; „ale nie w związku z pańską rodziną, rozumie pan, liczę na pańską dyskrecję co do mego ojca; niech pan powie tylko: wielki artysta, mój przyjaciel; rozumie pan, że w stosunkach z rękodzielnikami trzeba dbać o wrażenie”. Natrącił, iż nie będąc z nim natyle blisko aby go nazywać (on to rozumie) „drogim przyjacielem”, mógłbym do niego mówić — w obecności siostrzenicy Jupiena — nie „drogi mistrzu” oczywiście... chociaż... „gdyby to panu odpowiadało: drogi wielki artysto”. Mimo to, unikałem w sklepie „specyfikowania go”, jakby powiedział Saint-Simon i poprzestałem na zobopólnem „pan”.
Morel wybrał z kilku sztuk aksamitu kolor czerwony, tak żywy i krzyczący, że mimo całego swego złego gustu, nie mógł nigdy włożyć tej kamizelki. Młoda dziewczyna wróciła do pracy ze swemi dwiema „pannami”, ale zdawało mi się, że wrażenie było wzajemne i że młody Morel, który wydał się jej kimś, „z jej świata” (tyle tylko że był wykwintniejszy i bogatszy), szczególnie się jej spodobał. Bardzo się zdziwiłem, znajdując między fotografiami, które mi przesłał jego ojciec, fotografję portre-

204