syłce pieniędzy. „Ależ to nie błąd, odparła pani de Villeparisis; przesyłka telegraficzna kosztowała sześć franków siedemdziesiąt pięć centimów. — A, skoro to jest umyślne, wszystko w porządku, odparł p. de Charlus. Wspominałem ci o tem jedynie na wypadek gdybyś nie wiedziała, bo w takim razie, gdyby bank postąpił tak samo wobec kogoś będącego z tobą w mniej zażyłach stosunkach, mogłoby ci to być niemiłe. — Nie, nie, niema żadnej omyłki. — W gruncie, miałaś zupełną słuszność”, zakonkludował wesoło pan de Charlus, czule całując ciotkę w rękę. W istocie nie miał do niej pretensyj, uśmiechnął się jedynie z tej małostkowości. Ale w jakiś czas potem, uwierzył, że w pewnej rodzinnej sprawie ciotka chce go „nabrać” i że uknuła przeciw niemu cały spisek. Kiedy ona, dość niemądrze, chowała się za adwokatów (gdy baron podejrzewał ją właśnie o konszachty z tymi ludźmi przeciw niemu), napisał do niej list buchający wściekłością i impertynencją. „Nie poprzestanę na tem aby się zemścić (dodał w post-scriptum); ośmieszę cię. Od jutra zacznę opowiadać wszystkim historję przekazu telegraficznego i sześciu franków siedemdziesięciu pięciu centimów, które mi odciągnęłaś od pożyczonych trzech tysięcy. Okryję cię hańbą”.
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/214
Ta strona została przepisana.
208