Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

byś ty wiedział... Ona ma tyle delikatności, nie umiem ci powiedzieć... często robiła dla mnie rzeczy czarujące. Jakaż ona musi być nieszczęśliwa w tej chwili! W każdym razie, cobądź się stanie, nie chcę żeby mnie brała za bydlaka, lecę do Boucherona zamówić kolję. Kto wie, widząc że ja postępuję w ten sposób, może uzna swoje winy. Widzisz, ja nie mogę znieść myśli, że ona cierpi w tej chwili. To, co się cierpi samemu, to się wie; to nie jest nic. Ale powiedzieć sobie że ona cierpi i nie móc sobie tego wyobrazić... mam wrażenie żebym oszalał, wolałbym raczej nie widzieć jej nigdy, niż pozwolić jej cierpieć. Niech będzie szczęśliwa bezemnie, skoro tak być musi, to wszystko czego żądam. Słuchaj, wiesz, dla mnie wszystko co jej dotyczy jest olbrzymie, nabiera czegoś kosmicznego... lecę do jubilera i potem przeproszę ją. Aż do tego czasu, co ona będzie sobie o mnie myślała! Gdyby choć wiedziała, że ja przyjdę! W każdym razie mógłbyś zajść do niej; kto wie, wszystko się może ułoży. Może — rzekł z uśmiechem, jakby nie śmiejąc uwierzyć w takie marzenie — pojedziemy wszyscy troje na obiad na wieś. Ale nie można jeszcze wiedzieć; ja tak nie umiem z nią postępować; biedna mała, znów ją może tylko zranię. A przytem jej decyzja jest może nieodwołalna.

227