Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/246

Ta strona została przepisana.

wprzódy, koło różowego głogu, obok pani Swann, którą brałem wówczas za jego kochankę, w parku w Tansonville. To znów, za chwilę, pozwalał błądzić tym spojrzeniom dokoła i badać fiakry (które, o tej godzinie zmiany, były dość liczne) tak pilnie, że niejeden z nich zatrzymał się, bo woźnica myślał, że chcemy wsiąść. Ale pan de CharIus odprawiał go natychmiast.
— Żaden nie jest dla mnie, rzekł; cała rzecz to kwestja latarni, dzielnicy do której wracają. Pragnąłbym, proszę pana — rzekł — aby się pan nie omylił co do nawskroś bezinteresownego i altruistycznego charakteru propozycji, jaką panu zrobię.
Uderzyło mnie (bardziej jeszcze niż w Balbec), jak dalece dykcja barona podobna była do sposobu mówienia Swanna.
— Jest pan dosyć inteligentny, jak sądzę, aby nie przypuszczać, że to przez „brak stosunków“’, z obawy samotności i nudy, zwracam się do pana. Nie lubię dużo mówić o sobie, ale ostatecznie, wie pan może — dość głośny artykuł Timesa robi do tego aluzję — że cesarz austrjacki, który mnie zawsze zaszczycał życzliwością i który raczy utrzymywać ze mną kuzynowskie stosunki, oświadczył świeżo w rozmowie (która się stała publiczną), że gdyby hrabia de Chambord miał przy sobie człowieka znają-

240