Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/262

Ta strona została przepisana.

do namysłu, niech pan do mnie napisze. Powtarzam, będę pana musiał widywać co dzień i uzyskać od pana rękojmię lojalności, dyskrecji, które zresztą, muszę to przyznać, zdajesz się przedstawiać. Ale w ciągu mego życia tak często zwiodły mnie pozory, że nie chcę się już na nie spuszczać. Do kroćset, to chyba najmniej czego można żądać: zanim się powierzy skarb, wiedzieć w jakie ręce się go oddaje! Słowem, niech pan pamięta, co ja panu ofiaruję. Jest pan jak Herkules, którego, nieszczęściem dla pana, nie zdajesz się mieć tęgiej muskulatury: Herkules na rozstaju dwóch dróg. Staraj się pan nie musieć żałować całe życie, żeś nie obrał tej, która wiedzie do cnoty. — Cóż to, rzekł baron do woźnicy, jeszcześ nie podniósł budy? ja sam podniosę. Zdaje mi się zresztą, że i powozić będę musiał sam, zważywszy stan w jakim się znajdujesz.
W skoczył i usiadł obok woźnicy w głębi fiakra, który ruszył tęgim kłusem.
Co do mnie, ledwie wróciwszy do domu, zastałem tam pendant rozmowy, jaką wiedli dopiero co Bloch i pan de Norpois, ale w formie zwięzłej, odwróconej i okrutnej. Była to dyskusja pomiędzy naszym kamerdynerem, który był dreyfusistą, a kamerdynerem Guermantów — antydreyfusistą. Prawdy i kontrprawdy, które walczyły z sobą na wyży-

256