Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/269

Ta strona została przepisana.

człowieka do polowania na ową tajemniczą zwierzynę, której nie może ścigać w głębi samego siebie, okrutnie zwiastowały nam co dnia cyfrę białka, słabą ale na tyle stałą aby się również można było domyślić związku z jakimś trwałym stanem, któregośmy nie dostrzegali. Swego czasu, Bergotte uraził we mnie nieomylny instynkt zmuszający do milczenia moją inteligencję, mówiąc o doktorze du Boulbon, jako o lekarzu który mnie nie znudzi, który znajdzie metody, choćby napozór dziwaczne, ale dostosowane do odrębności mego intelektu. Ale pojęcia przeobrażają się w nas, pokonywują opór jaki im zrazu stawiamy i czerpią soki z gotowych już bogatych zasobów intelektualnych, o których nie wiedzieliśmy że są dla nich przeznaczone. I, jak się dzieje zawsze gdy zasłyszane słowa, tyczące kogoś kogo nie znamy zdołały w nas obudzić pojęcie wielkiego talentu, niemal genjuszu, obecnie darzyłem w myśli doktora du Boulbon owem bezgranicznem zaufaniem, jakie w nas budzi ktoś, kto głębszem od innych okiem przenika prawdę, Wiedziałem niewątpliwie, że on jest raczej specjalistą chorób nerwowych, tym któremu Charcot przepowiedział przed śmiercią iż będzie królem neurologji i psychjatrji. „A, nie wiem, to bardzo możliwe”, — rzekła obecna przy tem Franciszka, która pierw-

263