studiów nad mózgiem, chciał sobie przez te pytania zdać sprawę ze stanu pamięci u babki. Prawie niechętnie, z chmurnym i martwym wzrokiem, doktór wypytywał ją potrosze o jej życie. I naraz, jakgdyby dostrzegając prawdę i pragnąc jej dosięgnąć za wszelką cenę, z uprzednim gestem, który jakby z trudem otrząsał się z ostatnich wahań i z naszych możebnych zarzutów, patrząc na babkę jasnem okiem, rzekł swobodnie i tak jakby nareszcie znalazł się na stałym lądzie, punktując łagodnym i ujmującym tonem słowa, których odcienie łagodziła i cieniowała inteligencja. (Zresztą, przez cały czas tej wizyty, głos jego zachował swoją naturalną słodycz, a pod krzaczastemi brwiami ironiczne oczy doktora pełne były dobroci).
— Będzie pani zdrowa, w dalekim lub bliskim dniu — a od pani jedynie zależy, aby to było choćby dziś — kiedy pani zrozumie, że nic pani nie jest i kiedy pani wróci do zwykłego życia. Mówiono mi, że pani nie je, nie wychodzi.
— Ale, panie doktorze, ja mam trochę gorączki.
Sprawdził ręką.
— Nie w tej chwili przynajmniej. A przytem, to ładna wymówka! Czy pani nie wie, że my trzymamy na świeżem powietrzu, że przekarmiany gruźlików, mających do 39°.
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/272
Ta strona została przepisana.
266