Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/274

Ta strona została przepisana.

wił niegdyś — rzekła matka, radząc się w ten sposób pośrednio doktora du Boulbon, przyczem głos jej miał coś nieśmiałego i uległego, czegoby nie miał, gdyby się zwracała tylko do mnie.
Doktór obrócił się do babki, że zaś był równie wykształcony jak uczony, rzekł:
— Niech pani idzie na Pola Elizejskie, usiąść koło owego laurowego klombu drogiego wnukowi pani. Laur przyniesie pani zdrowie. Oczyszcza. Zgładziwszy węża Pytona, Apollo wszedł uroczyście do Delf z gałązką lauru w ręce. Chciał się tem ubezpieczyć od zarazków jadowitego zwierzęcia. Widzi pani, że laur jest najstarszym, najczcigodniejszym, i dodam — co ma swoją wartość w terapeutyce, jak i w profilaktyce — najpiękniejszym z antyseptyków.
Ponieważ lekarze większej części tego co wiedzą uczą się od chorych, skłonni są wierzyć, że ta wiedza pacjentów jednaka jest u wszystkich i spodziewają się zdumieć chorego jakiemś spostrzeżeniem nabytem od innych chorych. Toteż, przybierając subtelny uśmiech paryżanina, który, rozmawiając z wieśniakiem, myśli go zdumieć zwrotem z jego gwary, doktór du Boulbon rzekł:
— Prawdopodobnie okresy wiatru przynoszą pa-

268