Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/279

Ta strona została przepisana.

trapią, ustąpią przed mojem słowem. A przytem, pani ma przy sobie kogoś bardzo potężnego, którego od tej chwili mianuję jej lekarzem. To pani choroba, pani nadmierna pobudliwość nerwowa. Znałbym sposób uleczenia z niej paru, ale ani mi to w głowie! Wystarczy mi ją ująć w ręce. Widzę na pani biurku książkę Bergotte’a: gdybym panią uleczył z jej newrozy, przestałaby już pani lubić tego pisarza. Otóż, czyż ja czułbym się w prawie zamienienia rozkoszy, jakie on przynosi, na zdrowe nerwy, nie zdolne dać pani podobnych wrażeń. Ależ same te rozkosze, to jest potężne lekarstwo, może najpotężniejsze! Nie, ja nie chcę uszczuplać pani aktywności nerwowej. Żądam od niej tylko, aby mnie słuchała; powierzam jej panią. Niech da kontrparę! Siłę, którą wkładała w to, aby się pani nie dać przechadzać i odżywiać dostatecznie, niechaj obróci na to aby pani kazać jeść, czytać, chodzić na spacer, rozrywać się na wszelki sposób. Niech mi pani nie mówi, że pani jest zmęczona. Zmęczenie, to jest organiczne ziszczenie zgóry istniejącej myśli. Niech pani zacznie od tego aby tę myśl oddalić. A jeżeli się zdarzy jaka mała niedyspozycja — co się może zdarzyć każdemu — będzie to rzecz bez znaczenia, bo owa siła zrobi z pani; wedle głębokiego wyrażenia Talleyranda, „zdrowe-

273