Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

głupią ambicję, zraniona jego tonem, nie chciała ułagodzić; udawała, że nie spuszcza oczu z jakiegoś mężczyzny, zresztą nie zawsze dla czystej zabawki. W istocie, niech tylko zderzył się jakiś przystojny sąsiad w teatrze lub kawiarni, lub nawet prosty dorożkarz, Robert, ostrzeżony natychmiast przez swoją zazdrość, spostrzegał to wcześniej od Racheli; natychmiast widział w nim jednego z owych potworów, o których mówił mi w Balbec, co dla rozrywki deprawują i hańbią kobiety; błagał kochankę, aby nie patrzała na tego osobnika i tem samem zwracał na niego jej uwagę. Otóż czasami Rachela znajdowała że Robert ma wcale dobry gust w swoich podejrzeniach; przestawała go nawet drażnić, iżby się uspokoił i wyprawiała go z jakimś zleceniem, aby zyskać czas na wymienienie kilku słów z nieznajomym, często na umówienie schadzki, czasem nawet na zaspokojenie na prędce kaprysu.
Ledwieśmy weszli do restauracji, ujrzałem, że Robert jest chmurny. Bo też Saint-Loup zauważył natychmiast (co uszło naszej uwagi w Balbec), że na tle swoich pospolitych kolegów, Aimé, ze swoją skromną dystynkcją, ma — bardzo mimowoli — coś romantycznego, co promieniuje przez pewną ilość lat z puszystych włosów i greckiego nosa, a co go wyróżniało z ciżby innych służebników. Ci, prawie

26