które wydają się stracone wraz z całą generacją świetnych artystów Palais-Royal. Stojąc przed bufetem, wyglądali także na Akademików: jeden oglądał gruszki z twarzą jaką mógłby mieć pan de Jussieu i z jego bezinteresownem zaciekawieniem; inni obok niego rzucali na salę spojrzenia nacechowane ciekawością i chłodem, jakiemi znakomici członkowie Instytutu mierzą publiczność, wymieniając równocześnie po cichu parę słów. Były to twarze sławne wśród bywalców lokalu; ale pokazywano sobie jednego nowego z rubinowym nosem i obłudną wargą, z miną kleszą; ten funkcjonował tutaj poraz pierwszy, to też wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na nowego wybrańca. Niebawem, może dla tego aby wyprawić Roberta i zostać sama z Aimém, Rachela zaczęła robić oko do młodego kantorowicza, który jadł śniadanie z przyjacielem przy sąsiednim stoliku.
— Zizi, prosiłbym cię, abyś nie patrzała na tego faceta w ten sposób — rzekł Saint-Loup, na którego twarzy przelotne rumieńce skupiły się w krwawą chmurę, wzbierającą w pociemniałych i napiętych rysach mego przyjaciela. — Jeżeli masz z nas robić widowisko, wolę zjeść śniadanie osobno i zaczekać na ciebie w teatrze.
W tej chwili oznajmiono, że jakiś pan prosi,
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
32