Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

Boucherona i mam jego słowo, że jej nie sprzeda nikomu prócz mnie.
— Doskonale, chciałeś mnie szantażować, zabezpieczyłeś się z góry. Typowy potomek Marsantów, Mater Semita, czuć rasę, odparła Rachela, powtarzając etymologję wspartą na grubym błędzie, bo Semita znaczy „sente” a nie semitka, ale przylepioną Robertowi przez nacjonalistów z powodu jego dreyfusizmu, przejętego zresztą od Racheli. A już Rachela mniej niż ktokolwiek miała racji przymawiać od żydówek pani de Marsantes, u której salonowi etnografowie nie zdołali wykryć żyda poza jej pokrewieństwem z rodziną Lévy-Mirepoix.
— Ale jeszcze nie wszystko skończone, bądź pewny — ciągnęła Rachela. Słowo dane w tych warunkach nie ma znaczenia. Podszedłeś mnie. Boucheron dowie się o tem i dostanie podwójną cenę za swoją kolję. Usłyszysz o mnie niedługo, bądź pewien.
Saint-Loup miał sto razy rację. Ale okoliczności są zawsze tak zagmatwane, że ten co ma rację sto razy, może jej nie mieć raz. I mimowoli przypomniałem sobie to niemiłe a przecież bardzo niewinne słówko, które mu się wyrwało w Balbec: „W ten sposób mam ją w ręku”.

50