— Źle zrozumiałaś to co mówiłem o kolji. Nie przyrzekłem ci jej w sposób formalny. Z chwilą gdy robisz wszystko aby mnie przywieść do zerwania, bardzo naturalne jest że ci jej nie dam. Nie rozumiem, gdzie tu widzisz podejście lub interesowność. Nie możesz mówić, że ja podzwaniam pieniędzmi; wciąż ci powtarzam, że jestem biedny i że nie mam grosza. Nie słusznie bierzesz to w ten sposób, maleńka. W czem jestem interesowny? Ty wiesz, że jedyne co mnie interesuje, to ty.
— Owszem, owszem, możesz mówić dalej, rzekła ironicznie Rachela, imitując gestem ruch piły. Poczem zwróciła się do tancerza:
— Och, naprawdę, on jest bajeczny z temi rękami. Ja, kobieta, nie potrafiłabym tego co on wyczynia.
I obracając się do tancerza, pokazała mu zmienioną twarz Roberta:
— Patrz, on cierpi, szepnęła doń, w przystępie sadystycznego okrucieństwa, nie będącego zresztą w stosunku do jej prawdziwego przywiązania do Roberta.
— Słuchaj, ostatni raz, przysięgam ci, że choćbyś na głowie stawała, będziesz mogła za tydzień przepraszać ile ci się podoba, nie wrócę. Miarka
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/57
Ta strona została skorygowana.
51