wał z tych słów, gest którego one nie zapowiadały. Ten gest, zrodzony w samorództwie gniewu ex nihilo, gwałcił nietylko prawo narodów, ale zasadę przyczynowości. Szczęściem, dziennikarz, który, zachwiawszy się pod gwałtownością uderzenia, zbladł i zawahał się chwilę, nie oddał ciosu. Co się tyczy jego przyjaciół, jeden natychmiast odwrócił głowę wypatrując z uwagą w stronie kulis kogoś, kogo najoczywiściej tam nie było; drugi udał że mu coś wpadło w oko i krzywiąc się zaczął trzeć powiekę; trzeci rzucił się ku wyjściu, wołając: „Och, zdaje się, że podnoszą kurtynę: nie dostaniemy się na salę”,
Byłbym chciał przemówić do Roberta, ale był tak przepełniony oburzeniem na tancerza, że przylgnęło ono całkowicie do powierzchni jego źrenic; niby wewnętrzne rusztowanie napinało jego policzki, tak że jego duchowe podniecenie wyrażało się zupełnym zewnętrznym bezruchem; nie zdobyłby się nawet na grę mięśni pozwalającą przyjąć do świadomości moje słowa ani odpowiedzieć na nie. Przyjaciele dziennikarza, widząc że wszystko jest skończone, zbliżyli się do niego, jeszcze drżący. Ale, wstydząc się że go opuścili, chcieli koniecznie aby myślał, że oni nic nie zauważyli. Jeden zaczął obszernie opowiadać że mu coś wpadło w oko, dru-
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
54