Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

jak koło wirującego stolika, tajemnicy nieskończoności, wypowiada tylko te słowa — te same, które właśnie wyszły z ust Blocha: „Proszę uważać na mój cylinder”.
— Mój Boże, ministrowie, mój drogi panie!... mówiła właśnie pani de Villeparisis, zwracając się specjalnie do mego dawnego kolegi i nawiązując nić konwersacji, którą przerwało moje wejście. Nikt wówczas nie chciał przyjmować ministrów. Choć byłam jeszcze bardzo mała, przypominam sobie, jak król prosił mojego dziadka, aby zaprosił pana Decaze na redutę, gdzie ojciec miał tańczyć z księżną de Berry. „Zrobisz mi przyjemność, Florymondzie”, mówił król. Dziadek, który był trochę głuchy, usłyszawszy „de Castries”, uważał prośbę za zupełnie naturalną. Kiedy zrozumiał że chodzi o pana Decaze, miał chwilę buntu, ale skłonił się i napisał tegoż samego wieczora do pana Decaze, błagając aby mu uczynił tę łaskę i zaszczyt i przyszedł do niego na bal w przyszłym tygodniu. Bo ludzie byli grzeczni, drogi panie, w owym czasie; a pani domu nie poprzestałaby na tem, aby przesłać komu bilet wizytowy, dopisując ręcznie: „filiżanka herbaty” albo „herbata tańcująca” albo „herbata z muzyką”. Ale, o ile znano grzeczność, znano i impertynencję. Pan Decaze przyjął zaproszenie, ale w

72