mi, ale ich nie lubiła. Może ich położenie, dość podobne do jej własnego losu, odbijało obraz, który nie był jej miły. Następnie, te skwaśniałe sawantki, starając się liczbą „saynetek” odegranych pod swoich patronatem stworzyć iluzję salonu, rywalizowały z sobą, niemal walczyły o byt, ile że majątek każdej z nich, nadwerężony w ciągu burzliwej egzystencji, zmuszał je do liczenia się z groszem, do korzystania z gratisowego udziału jakiegoś artysty. Co więcej, dama z fryzurą Marie-Antoinette, ilekroć widziała panią de Villeparisis, nie mogła się powstrzymać od myśli, że księżna de Guermantes nie przychodzi na jej piątki. Pociechą jej było, że piątków tych nie opuszcza nigdy — jako dobra kuzynka księżna de Poix, która była jej „księżną de Guermantes” i która znowuż nigdy nie bywała u pani de Villeparisis, mimo iż będąc serdeczną przyjaciółką księżnej de Guermantes.
Jednakże, między pałacem na quai Malaquais a salonami przy ulicach du Tournon, de la Chaise i du faubourg Saint-Honoré, węzeł równie silny jak znienawidzony łączył trzy upadłe bóstwa, o których bardzo rad byłbym się dowiedzieć, przeglądając jakiś mitologiczny słownik wielkiego świata, co za awanturka miłosna, co za świętokradzki wybryk, sprowadziły tę karę. To samo świetne pocho-
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/85
Ta strona została przepisana.
79