Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/106

Ta strona została przepisana.

wzywał najpilniejszy obowiązek. Albertyna — i to była może (obok innej, która ujawni się później) przyczyna, która bez mojej wiedzy kazała mi jej pragnąć — była jednem z wcieleń młodej wieśniaczki francuski, której model znajduje się w Saint-André-des-Champs. Poznałem w niej — wspólne jej i Franciszce, która miała jednak stać się niebawem jej śmiertelnym wrogiem — uprzejmość dla gościa i dla innoziemca, obyczajność, szacunek łoża.
Franciszka, która, po śmierci cioci Leonji, czuła się obowiązana stale mówić boleściwym tonem, uważałaby za nieprzyzwoite w ciągu miesięcy poprzedzających ślub córki, gdyby ta, przechadzając się z narzeczonym, nie szła z nim pod ramię. Albertyna, leżąc bezwładnie obok mnie, powiadała:
— Masz ładne włosy, masz ładne oczy, milusi jesteś.
Kiedy, zwróciwszy jej uwagę że jest późno, dodałem: „Nie wierzysz?“ — odpowiedziała, co było może prawdą, ale dopiero od dwóch minut i na kilka godzin:
— Wierzę ci zawsze.
Mówiła o mnie, o mojej rodzinie, o mojej sferze. Powiadała: „Och, ja wiem, że twoi rodzice

100