Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

Aby skończyć z tym wieczorem, dodajmy, iż zaszedł na nim fakt (sprostowany w kilka dni później), który mnie zdziwił i który mnie na jakiś czas poróżnił z Blochem; fakt stanowiący sam przez się jedną z owych osobliwych sprzeczności, których objaśnienie znajdzie czytelnik z końcem następnego tomu (Sodoma I). Zatem, tego wieczora, u pani de Villeparisis, Bloch wciąż wychwalał przedemną uprzejmość pana de Charlus, który, kiedy go spotkał na ulicy, patrzał mu w oczy tak jakby go znał, jakby go miał ochotę poznać, jakby doskonale wiedział kto on jest. Uśmiechnąłem się zrazu; pamiętałem, jak ostro Bloch wyrażał się w Balbec o tym samym panu de Charlus. Pomyślałem poprostu, że Bloch, na podobieństwo swego ojca w stosunku do Bergotte’a, zna barona „ot tak“. I że to co Bloch brał za jego uprzejmość, było poprostu roztargnieniem. Ale ostatecznie, Bloch podawał szczegóły tak ścisłe, zdawał się tak pewny że go parę razy p. de Charlus chciał zaczepić! Przypomniałem sobie, żem mówił o Blochu z baronem, który, kiedyśmy wracali z wizyty u pani de Villeparisis, wypytywał mnie o niego; pomyślałem tedy, że może Bloch nie kłamie; może pan de Charlus dowiedział się kto on jest i że jest moim przyjacielem, etc... Toteż, w jakiś

126