Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/134

Ta strona została przepisana.

powiadają — liczy czas na wieki, a może nawet wcale go nie liczy, skoro jego cel jest w nieskończoności. Mój cel był tylko na dystans trzech dni, liczyłem na sekundy, oddawałem się marzeniom stanowiącym wstęp do pieszczot, o których myśl budzi w nas wściekłość, przez to że ich nie możemy dać dokończyć samej kobiecie (właśnie tych pieszczot, z wyłączeniem wszystkich innych). I w sumie, o ile prawdą jest, że na ogół trudność dosięgnięcia przedmiotu żądz wzmaga je (trudność, nie niemożebność, bo ta je poraża), jednakże dla czysto fizycznego pragnienia pewność iż będzie ono ziszczone w bliskim i określonym momencie jest mało co mniej podniecająca od niepewności; brak wątpliwości, prawie tak samo jak denerwujące wątpienie, robi oczekiwanie niechybnej rozkoszy czemś nieznośnem, bo robi z tego oczekiwania ziszczenie niezliczone i — przez częstość uprzednich wyobrażeń — dzieli czas na fragmenty tak drobne jakby to mogła uczynić obawa.
Trzeba mi było posiadać panią de Stermaria, bo od kilku dni z nieprzerwaną energją pragnienia moje przygotowywały w mojej wyobraźni tę rozkosz, i tylko tę; inna (rozkosz z inną) nie byłaby gotowa, ile że rozkosz jest tylko ziszczeniem chęci uprzedniej i nie zawsze jednakiej, zmieniającej się

128