Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/138

Ta strona została przepisana.

jącą barwę czasu i zapominającą co chwila obrazu chmur i kwiatów. I gdy geranje, natężając siłę swoich kolorów, znużą się w daremnej walce przeciw gęstniejącemu zmierzchowi, mgła spowija wyspę, która zasypia; przechadzamy się w wilgotnym mroku nad wodą, gdzie conajwyżej milcząca smuga łabędzia zdumiewa cię niby w łóżku w nocy szeroko otwarte przez chwilę oczy i uśmiech dziecka, które, wbrew naszemu spodziewaniu, nie śpi. Wówczas człowiek chciałby tem bardziej mieć przy sobie kochankę, bo czuje się samotny i może mieć wrażenie że jest daleko.
A o ileż byłbym szczęśliwszy, gdybym na tę wyspę, gdzie nawet w lecie była często mgła, mógł zawieść panią de Stermaria, teraz kiedy się skończyły pogody, kiedy był już schyłek jesieni. Jeżeli czas trwający od niedzieli nie zmienił sam przez się w szary i morski pejzaż krain, w których żyła moja wyobraźnia — tak jak inne pory roku czyniły je czemś balsamicznem, promiennem i włoskiem — nadzieja posiadania za kilka dni pani de Stermaria wystarczyłaby, aby, dwadzieścia razy na godzinę, podnosić zasłonę mgły w mojej wyobraźni, wezbranej monotonną nostalgją. Bądź co bądź, mgła która od wczoraj zaległa nawet Paryż, nietylko kazała mi wciąż myśleć o rodzinnych stro-

132