Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/139

Ta strona została przepisana.

nach tej oczekiwanej młodej kobiety; ale, ponieważ prawdopodobne było, że mgła — o wiele gęstsza jeszcze niż w mieście — zagarnie wieczorem Lasek, zwłaszcza brzegi jeziora, marzyłem, że z wyspy Łabędziej uczyni mi potrosze wyspę bretońską, której morska i mglista atmosfera zawsze spowijała dla mnie nakształt sukni bladą sylwetkę pani de Stermaria. Z pewnością, kiedy się jest młodym, w wieku moich przechadzek w stronę Méséglise, nasze pragnienie, nasza wiara, użyczają strojowi kobiety czegoś indywidualnego, odrębnego, jakiejś nienaruszalnej istności. Ścigamy realność. Ale, czując jak się wciąż wymyka, spostrzegamy w końcu, iż poprzez wszystkie te czcze usiłowania, w których znalazło się nicość, pozostaje coś trwałego — i tegośmy właśnie szukali. Zaczynamy wyłaniać, poznawać to co kochamy, staramy się to uzyskać, choćby za cenę jakiejś sztuczki. Wówczas, gdy się straciło wiarę, kostjum oznacza zastąpienie jej dobrowolną złudą. Wiedziałem, że o pół godziny od domu nie znajdę Bretanji. Ale, przechadzając się w uścisku z panią de Stermaria w mrokach wyspy, nad wodą, zrobiłbym jak ci, co nie mogąc się wedrzeć do klasztoru, przebierają bodaj za mniszkę kobietę którą mają posiąść.
Mogłem nawet mieć tę nadzieję, że będę słu-

133