milczenie. Osobliwość ich przygód — jak sądzili jedynych w swoim rodzaju — paliła im język; szukali oczami kogoś, z kimby mogli nawiązać rozmowę. Sam gospodarz zatracał poczucie dystansów: „Książę de Foix, zgubił się trzy razy, jadąc od Porte Saint - Martin“ — nie lękał się powtarzać, wskazując jednocześnie — jakgdyby go przedstawiał! — sławnego arystokratę adwokatowi-izraelicie, którego w każdym innym dniu dzieliłaby od księcia zapora o wiele trudniejsza do przebycia niż przegroda zieleni. „Trzy razy, patrzcie państwo!“ rzekł adwokat, dotykając kapelusza. Ten odcień poufałości nie przypadł do smaku księciu. Należał do grupy arystokratów, u których impertynencja — nawet wobec urodzonych, o ile to urodzenie nie było najwyższej klasy — zdawała się być jedynem zatrudnieniem. Nie odpowiedzieć na ukłon, a jeżeli grzeczny człowiek ukłonił się powtórnie zaśmiać się drwiąco lub zadrzeć głowę z wściekłą miną; udawać że się nie zna starszego człowieka który swego czasu oddał im przysługę; chować uścisk dłoni i ukłon dla samych książąt i dla najbliższych książęcych przyjaciół, oto był „fason“ tych młodych ludzi, a zwłaszcza księcia de Foix. Takiemu wzięciu sprzyjało rozbuchanie pierwszej młodości (gdzie nawet w mieszczańskiej sferze mło-
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/168
Ta strona została skorygowana.
162