Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/180

Ta strona została przepisana.

nej z tą delikatną prostotą, równie tradycyjną jak w słynnej kruchcie, ale jeszcze twórczą.
Oddaliwszy się na chwilę, aby czuwać osobiście nad zamknięciem drzwi i nad naszym obiadem (nalegał, żebyśmy wzięli „zimne mięso“, bo drób musiał być nieszczególny) gospodarz wrócił, aby nam oznajmić, że książę de Foix bardzoby pragnął, aby pan margrabia pozwolił mu zjeść obiad przy stoliku obok. „Ależ wszystkie są zajęte, — odparł Saint-Loup, patrząc na stoły, które zatarasowywały mój stolik. — O to nie chodzi; gdyby to mogło być przyjemne panu margrabiemu, możnaby doskonale poprosić te osoby, żeby się przesiadły. Takie rzeczy da się zrobić dla pana margrabiego! — Decyduj ty, rzekł do mnie Saint-Loup; Foix jest dobry chłopak, może cię nie znudzi; jest mniej głupi niż wielu innych“. Odpowiedziałem, że z pewnością bardzoby mi było miło, ale że, kiedy się nam raz zdarzyło wybrać we dwójkę na obiad i kiedym się na to tak cieszył, wolałbym raczej żebyśmy byli sami.
— Ładny ma płaszcz książę de Foix, rzekł gospodarz w trakcie naszej narady.
— Tak, znam ten płaszcz, odparł Saint-Loup.
Chciałem opowiedzieć Robertowi, iż pan de Charlus zataił przed jego ciotką że mnie zna, przy-

174