Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/186

Ta strona została przepisana.

ciepło mego serca owego wieczora, rozpalały w niem słodkie marzenia. Nasze rzadkie sam na sam — a zwłaszcza to — wyryły się później w mojej pamięci. Dla Roberta, jak dla mnie, był to wieczór przyjaźni. Ale przyjaźń, jaką odczuwałem w tej chwili, nie zupełnie była (obawiałem się) tą, którą on byłby rad we mnie budzić. Odczuwałem nawet cień wyrzutu z tego powodu. Jeszcze pełen przyjemności, jakiej doznałem patrząc jak on się posuwa nakształt jeźdzca aby dosięgnąć z wdziękiem celu, czułem iż ta przyjemność wynika stąd, że każdy z jego ruchów wykonanych wzdłuż ściany na ławeczce, czerpał swój sens, swoją przyczynę, może w indywidualnej naturze Roberta, ale bardziej jeszcze w tej, którą z urodzenia i wychowania odziedziczył po swojej rasie.
Pewność smaku w zakresie nie piękna ale manier, każe, w obliczu nowej okoliczności, wytwornemu człowiekowi — jak muzykowi, gdy go proszą o zagranie nieznanego utworu — chwytać natychmiast ton, rytm, jakiego utwór żąda i dostroić doń najwłaściwszą technikę; następnie pozwala temu smakowi przejawiać się bez skrępowania żadnemi innemi względami, które sparaliżowałyby tylu młodych ludzi z burżuazji, zarówno przez obawę śmieszności w oczach świata w razie uchy-

180