Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/190

Ta strona została przepisana.

sierści, czyż z wszystkiem tem nie było tak jak z jego przyjaciółmi dawniejszymi odemnie, którzy — sądziłem — powinni byli zawsze nas dzielić, a których przeciwnie poświęcał dla mnie mocą wyboru, możebnego do uczynienia jedynie na wyżynach inteligencji, z tą skończoną swobodą, której ruchy jego były obrazem, a w której się objawia doskonała przyjaźń.
Ile pospolitej nadętości — w miejsce dystynkcji, jaką miała poufałość Roberta, dlatego że dziedziczna wzgarda była w nim jedynie zmienionym w nieświadomy wdzięk strojem istotnej pokory moralnej — może ujawnić poufałość jakiegoś Guermantes, mogłem sobie uświadomić, nie w panu de Charlus, u którego wady charakteru, dotąd dla mnie niezrozumiałe, pokryły arystokratyczne wzięcie, ale w księciu Błażeju. I on zresztą — przy pospolitej całości, która się tak nie podobała mojej babce, kiedy niegdyś spotkała księcia u pani de Villeparisis — miał znamiona dawnej wielkości, które mnie uderzyły kiedy nazajutrz po wieczorze spędzonym z Robertem znalazłem się u niego na obiedzie.
Znamion tych nie dostrzegłem ani u niego ani u księżnej Oriany, kiedym ich widział pierwszy raz u ich ciotki, tak samo jak nie dostrzegłem pierw-

184