Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/195

Ta strona została przepisana.

strefie toponimję i obyczaje mieszkańców, zdoła w nich jeszcze odkryć jakąś legendę wcześniejszą od chrześcijaństwa, już niezrozumiałą — o ile nie zapomnianą — za czasu Herodota, a która w nazwie jakiejś skały, w obrzędzie religijnym, trwa w pełni teraźniejszości niby gęstsza, odwieczna i stała emanancja. Istniała też — o wiele mniej starożytna — emancja dworskiego życia, jeżeli nie w manierach pana de Guermantes — często pospolitych — to bodaj w duchu który niemi władał. Miałem się nią jeszcze napawać, niby dawnym zapachem odnalazłszy ją nieco później w salonie. Bo nie udałem się tam odrazu.
Mijając sień, wspomniałem panu de Guermantes, że bardzobym pragnął obejrzeć jego Elstiry. „Jestem na pańskie rozkazy. Więc pan jest w przyjaźni z Elstirem? Znam go trochę, miły człowiek, to co nasi ojcowie nazywali godny człowiek; niezmiernie boleję, byłbym go mógł poprosić, aby nam uczynił ten zaszczyt i raczył dziś przyjść na obiad. Byłby z pewnością nader szczęśliwy, mogąc spędzić ten wieczór w pańskiem towarzystwie“.
Będąc w lichym stylu ancien régime kiedy się silił na to, książę nabierał stylu później niechcący. Spytawszy mnie, czy sobie życzę aby mi pokazał te obrazy, poprowadził mnie, cofając się

189