nych, tem mianowicie że odtwarzały owe złudzenia optyczne, dowodzące iż bez udziału rozumowania nie bylibyśmy zdolni zidentyfikować przedmiotów. Ileż razy, jadąc powozem, odkrywamy długą jasną ulicę zaczynającą się o kilka metrów od nas, gdy w istocie mamy przed sobą jedynie kawałek mocno oświetlonej ściany, dającej nam złudę głębi. Z tą chwilą, czy nie jest logiczne — nie jako sztuczka symbolizmu, ale przez szczery powrót do samego źródła wrażeń — przedstawić jedną rzecz jako ową drugą, którą wzięliśmy za nią w błyskawicy pierwotnego złudzenia? Powierzchnie i bryły są w rzeczywistości niezależne od nazw przedmiotów, jakie narzuca im nasza pamięć, skorośmy je poznali. Elstir starał się to co wiedział wyrwać z tego co odczuł; usiłowaniem jego było często rozsadzić to skupienie rozumowań, które nazywamy widzeniem.
Ci, co nie cierpieli tych „okropności“, dziwili się, że Elstir wielbi Chardina, Perroneau, tylu malarzy których oni, ludzie światowi, lubili. Nie zdawali sobie sprawy, że Elstir na swoją rękę powtórzył w obliczu natury (przy swoistej skłonności do pewnych prób) to samo usiłowanie co jakiś Chardin lub Perroneau; tem samem, oderwawszy się od swojej pracy, podziwiał w nich analogiczne dążenia, nie-
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/197
Ta strona została przepisana.
191