czele ulubionego dzieła wypisać drogie imię arcyksięcia Rudolfa.
Ta zabawa nad wodą miała coś uroczego. Rzeka, suknie kobiet, żagle, niezliczone odbicia tego wszystkiego, sąsiadowały na barwnym prostokącie, jaki Elstir wyciął z cudownego popołudnia. To, co zachwycało w sukni kobiety przestającej na chwilę tańczyć z powodu upału i zdyszania, połyskiwało także — i w ten sam sposób — na płótnie nieruchomego żagla, w wodzie małej zatoki, na drewnianym mostku, w liściach i w niebie. Jak na jednym z obrazów które oglądałem w Balbec, szpital, równie piękny pod lazurowem niebem jak sama katedra, zdawał się — śmielej niż Elstir teoretyzujący, niż Elstir-esteta zakochany w średniowieczu — śpiewać: „Niema gotyku, niema arcydzieł, szpital bez stylu wart jest tyleż co wspaniały portal“, tak samo słyszałem: „Ta nieco pospolita dama, na którą przechadzający się pięknoduch nie raczyłby spojrzeć, którąby wygnał z poetycznego obrazu, jaki natura roztacza przed jego oczami, ta kobieta jest także piękna, suknia jej odbija to samo światło co ten żagiel; niema rzeczy bardziej lub mniej cennych, pospolita suknia i żagiel ładny sam w sobie, to są dwa zwierciadła tego samego odbicia, cała wartość jest w spojrzeniu malarza“.
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/199
Ta strona została przepisana.
193