Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/201

Ta strona została przepisana.

rażającą się czemś jakby aseksualnem) przechadzał się z Muzą, jak w naturze istoty należące do odrębnych gatunków ale zaprzyjaźnione i chodzące parami. Na jednej z tych akwarel widziało się wyczerpanego długą przechadzką górską poetę, którego spotkany centaur, współczując jego zmęczeniu, bierze na grzbiet i odnosi do domu. Na innych, rozległy pejzaż (gdzie scena mityczna, bajeczni bohaterowie, zajmują maleńko miejsca i są jakby zgubieni) oddany jest od szczytów aż do morza z dokładnością malującą już nie godzinę ale minutę danej chwili, dzięki ścisłemu kątowi nachylenia słońca, dzięki ulotnej dokładności cieniów. W ten sposób artysta daje symbolowi bajki, ustalając ją co do chwili, rodzaj przeżytej historycznej realności; maluje ten symbol i opowiada go w czasie przeszłym dokonanym.
Podczas gdym się przyglądał obrazom Elstira, dzwonki nowych gości rozlegały się bez przerwy, hipnotyzując mnie łagodnie. Ale cisza, która nastąpiła po nich i trwała już od dłuższego czasu, obudziła mnie w końcu — mniej szybko co prawda — z mojego marzenia, tak jak w Cyruliku wyrywa Bartola ze snu cisza następująca po muzyce Lindora. Złąkłem się że o mnie zapomniano, że już wszyscy siedzą przy stole, i udałem się spiesznie

195