Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/220

Ta strona została przepisana.

wiący w Paryżu, jest we własnej osobie, równie promiennie sycylijski i chlubnie patynowany, faktycznym władcą. Niestety, pospolity chrabąszcz, któremu mnie przedstawiono i który wykręcił pirueta aby się ze mną przywitać z ciężką dezinwolturą mającą wyobrażać elegancję, był równie obcy swemu nazwisku jak byłby obcy dziełu sztuki które by posiadał, nie biorąc z niego żadnego odblasku, nie spojrzawszy może na nie nigdy. Książę d’Agrigente był tak całkowicie pozbawiony czegoś książęcego i przywodzącego na myśl Agrigente, że można było doprawdy przypuszczać, iż jego nazwisko, całkowicie odeń wyodrębnione, nie związane niczem z jego osobą, posiadło moc wessania w siebie nieuchwytnej poezji zdolnej się kryć w tym człowieku — jak w każdym innym — i zamknięcia jej po tej operacji w zaczarowanych sylabach. Jeżeli taka operacja miała miejsce, była w każdym razie dobrze wykonana, bo nie zostało już ani atomu czaru w tym krewniaku Guermantów. Tak iż on był zarazem jedynym człowiekiem na świecie, który był księciem d’Agrigente, a zarazem może tym co nim był najmniej. Był zresztą bardzo rad że nim jest, ale tak jak bankier jest rad że ma liczne akcje jakiejś kopalni, nie troszcząc się pozatem, czy ta kopalnia

214