przyjmowali, i że posadzono jedną wyżej, bo była starsza: „Ale czy ona jest bodaj starsza?“ spytała pani de Gallardon; nie jakgdyby ten rodzaj osób nie miał wogóle wieku, ale jakgdyby te panie, pozbawione prawdopodobnie stanu cywilnego, religji, tradycyj, były czemś w rodzaju małych kotek z tego samego miotu, między któremi sam chyba weterynarz mógłby się wyznać. Courvoisierowie utrzymywali zresztą (lepiej od Guermantów) w pewnym sensie czystość szlachectwa, zarówno dzięki ciasności umysłu jak oschłości serca. Podobnie Guermantowie (dla których, poniżej rodzin królewskich i paru innych, jak Ligne, La Trémoïlle, etc., wszystko inne mieszało się nakształt drobnego narybku) byli impertytenccy z ludźmi starego rodu mieszkającymi w sąsiedztwie Guermantes, właśnie dlatego, że nie zwracali uwagi na te drugorzędne wartości, tak bardzo zaprzątające Courvoisierów; brak tych wartości miał dla nich niewielkie znaczenie. Niektóre kobiety, nie posiadające zbyt wysokiego kursu w swoich stronach, ale świetnie wydane za mąż, bogate, ładne, ulubienice największego świata, były dla Paryża, który jest mało świadomy „kto zacz i kto cię rodzi“, wybornym i eleganckim artykułem importu. Mogło się zdarzyć, choć rzadko, że takie kobiety
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/236
Ta strona została przepisana.
230