rozpaczy, i w który, bawiąc się w zagadki, możnaby wpisać raczej inny wiersz, również, oczywiście, nieznany hrabinie: „Nieszczęście własne moje przewyższa nadzieje“.
Uprzedźmy zresztą wypadki, powiadając że wytrwałość, z jaką pani de Villebon tępiła panią G... nie była zupełnie bezużyteczna. W oczach pani G... dała ona pani de Villebon taki blask — zresztą czysto urojony — że kiedy córka pani G..., najładniejsza i najbogatsza z dziewcząt pojawiających się na balach, była panną na wydaniu, dziwiono się, widząc jak odrzuca wszystkich książąt i diuków. Bo jej matka, pamiętając cotygodniowe awanje jakie znosiła przy ulicy de Grenelle przez wspomnienie Châteaudun, pragnęła szczerze dla córki tylko jednego męża: młodego Villebon.
Jedyny punkt, w którym typ Guermantes i typ Courvoisier spotykały się, polegał na sztuce — nieskończenie urozmaiconej zresztą — markowania dystansów. Wzięcie Guermantów nie było całkowicie wspólne wszystkim. Ale naprzykład, wszyscy Guermantowie — ci, co nimi byli naprawdę — kiedy cię im przedstawiano, dopełniali pewnego ceremonjału; fakt, że ci podają rękę, zdawał się równie ważny, co gdyby chodziło o pasowanie cię na rycerza. W chwili gdy jakiś Guermantes, choćby
Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/238
Ta strona została przepisana.
232