Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/242

Ta strona została przepisana.

Prawda, że niektóre Guermantki pisały do ciebie od pierwszego razu „mój drogi panie“, „drogi przyjacielu“; nie były to koniecznie najnaturalniejsze z pośród nich, ale raczej te, które, żyjąc jedynie w świecie koronowanych głów, a z drugiej strony będąc „lekkie“, czerpały w swojej dumie pewność, że wszystko co pochodzi od nich sprawia przyjemność, tak jak znów w swojem zepsuciu czerpały nawyk nie skąpienia żadnej przyjemności jakiej mogą użyczyć. Zresztą, ponieważ wspólna praszczurka za Ludwika XIII wystarczała, aby młody Guermantes, mówiąc o margrabinie de Guermantes, nazywał ją „ciotka Adamowa“, Guermantowie byli tak liczni, że nawet w tych prostych obrzędach — w ukłonie przy prezentacji naprzykład — istniało wiele odmian. Każda nieco wybrańsza grupka miała swój ukłon, który przekazywało się z rodziców na dzieci niby receptę na maść lub na konfitury. Tak widzieliśmy, że uścisk dłoni Roberta de Saint-Loup rozpoczynał się jakby mimowoli w chwili gdy usłyszał twoje nazwisko, bez udziału spojrzenia, bez towarzyszącego mu ukłonu. Nieszczęśliwy plebejusz, którego, z jakiejś specjalnej racji — co zdarzało się zresztą dość rzadko — przedstawiono komuś z grupki Saint-Loup, łamał sobie głowę, wobec tego tak gwałtownego mini-

236