Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/265

Ta strona została skorygowana.

obsadzić wakującą katedrę i kiedy zawsze nazwisko „normalniejszego“ (choćby mierniejszego) lekarza wychodziło z fatalnej urny, a w starożytnym Fakultecie rozlegało się „veto“, równie uroczyste, równie śmieszne, równie straszliwe, jak „juro“, przy którem umarł Molier. To samo było z malarzem na zawsze opatrzonym etykietą światowca, podczas gdy światowcy uprawiający sztukę zdołali uzyskać etykietkę artystów; toż samo wreszcie z dyplomatą, mającym za wiele reakcyjnych stosunków.
Ale to były najrzadsze wypadki. Typem dystyngowanych ludzi składających salon Guermantów byli ci, którzy dobrowolnie (bodaj we własnem mniemaniu) wyrzekli się reszty, wyrzekli się wszystkiego nie dającego się pogodzić z duchem Guermantów, grzecznością Guermantów, z tym nieokreślonym czarem, wstrętem dla wszelkiego „ciała“, bodaj trochę scentralizowanego.
I ci co wiedzieli, że niegdyś jeden z tych stałych gości księżnej dostał złoty medal w Salonie; że drugi, sekretarz kongresu adwokatów, zabłysnął swego czasu w parlamencie; że trzeci oddał usługi Francji jako dyplomata, mogliby uważać za skrachowanych owych ludzi, którzy nie działali już nic od dwudziestu lat. Ale ci „poinformowani“ byli nie-

259