Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/266

Ta strona została przepisana.

liczni; samym zaś zainteresowanym nie postałoby w głowie przypominać o tem, ile że — właśnie na zasadzie ducha Guermantów — uważali te dawne tytuły za bezwartościowe; czyż ten duch nie mienił „piłą“, „belfrem“, lub przeciwnie „komiwojażerem“, wybitnych ministrów z których jeden był trochę uroczysty, a drugi miał słabość do kalamburów? Dzienniki śpiewały ich chwałę, ale pani de Guermantes ziewała i okazywała zniecierpliwienie, o ile nieuwaga gospodyni domu dała jej którego z nich za sąsiada. Skoro być wybitnym mężem Stanu nie stanowiło dla księżnej żadnej rekomendacji, ci z pośród jej przyjaciół, którzy zrezygnowali z dyplomacji lub z armji, którzy poniechali ubiegania się o mandat poselski, przychodząc codzień na śniadanie i na gawędy ze swoją dostojną przyjaciółką, odnajdując ją w salonie Królewskich Wysokości (mało zresztą przez nich cenionych, przynajmniej tak powiadali), sądzili że wybrali lepszą cząstkę, mimo że ich wyraz twarzy — melancholijny nawet wśród wesołości — przeczył nieco słuszności tego sądu.
Bądź co bądź, trzeba przyznać, że subtelności towarzyskie, finezja rozmowy, były u Guermantów czemś realnem — mimo iż wątłem. Żaden oficjalny tytuł nie był tam wart tyle co uznanie niektó-

260