Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/290

Ta strona została przepisana.

sali) — z jakiem słuchałem słów tego, który jest jeszcze, przypuszczam, członkiem rządu (grzmot oklasków)... Kilku posłów ciśnie się do ławy ministrów; podsekretarz stanu Poczt i Telegrafu daje ze swego miejsca twierdzący znak głową“. Ten „grzmot oklasków“ zwalcza ostatni opór rozsądnego czytelnika; widzi obelgę dla Izby, potworność, w postępku najzupełniej pozbawionym znaczenia, ewentualnie w jakimś normalnym fakcie, naprzykład: żądać aby bogaty płacił więcej niż biedny, oświetlić jakąś niesprawiedliwość, woleć pokój od wojny; wyda mu się to skandaliczne i dojrzy w tem obrazy pewnych zasad, o których sam nie pomyślał, które nie są wyryte w sercu człowieka, ale które wzruszają silnie z powodu oklasków jakie rozpętują, oraz zwartych większości jakie skupiają.
Trzeba zresztą przyznać, że ta subtelność ludzi politycznych, która mi pomogła zrozumieć środowisko Guermantów, a później inne środowiska, jest jedynie nadużyciem pewnej sztuczki w interpretacji, często określanej jako „czytanie między wierszami“. Jeżeli nadużywanie tej finezji jest absurdem zgromadzeń, brak jej znowuż trąci tępotą publiczności, która bierze wszystko dosłownie, nie po-

284