Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

To pewna, iż w tej chwili mieliśmy co innego w głowie. Jednak pytaliśmy sami siebie: „Od czegoby uwolniło?“ Krótko mówiąc, wszystkie nosy były chore; doktór mylił się jedynie, ustalając rzecz w czasie teraźniejszym. Bo do jutra jego badanie i jego prowizoryczny zabieg zrobiły swoje: każdy z nas dostał kataru. I kiedy doktór spotkał na ulicy ojca kichającego na umór, uśmiechnął się na myśl, iż nieuk mógłby przypisać tę chorobę jego interwencji. Zbadał nas (wierzył w to święcie) w chwili gdyśmy już byli chorzy.
Choroba babki dała różnym osobom sposobność objawienia nadmiaru lub niedostatku sympatji, które nas zdziwiły w tym samym stopniu, co charakter przypadku ujawniającego nam łańcuchy okoliczności, lub nawet przyjaźni których nie bylibyśmy podejrzewali. A oznaki współudziału ze strony osób które wciąż przychodziły zasięgnąć wiadomości, zdradzały nam niebezpieczeństwo choroby, któregośmy dotąd nie dosyć zizolowali, nie dosyć oddzielili od tysiąca bolesnych wrażeń odczuwanych przy chorej.
Siostry babki, uprzedzone depeszą, nie ruszyły się z Combray. Odkryły artystę, który je raczył doskonałą muzyką kameralną; w tej muzyce spodziewały się znaleźć, skuteczniej niż przy łożu cho-

25