Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-01.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

ostatecznie znaleźć w niej dowód, że go obeszło nasze zmartwienie lub że znajduje przyjemność w mojem towarzystwie.
Wizyty Bergotte’a nie były obojętne matce, wrażliwej na wszystko w czem można było widzieć hołd dla chorej. I codzień mówiła mi: „Nie zapomnij mu bardzo podziękować, koniecznie“.
Odwiedziła nas w owym czasie pani Cottard. Była to delikatna uprzejmość kobieca; coś niby podwieczorek, który żona malarza podaje między godzinami pozowania; w tym wypadku, gratisowy naddatek do odwiedzin lekarskich profesora. Przyszła nam ofiarować swoją „donnę“; jeżeli wolimy raczej męską usługę, ofiarowała się „podjąć wywiad“; co więcej, wobec naszej odmowy, oświadczyła, iż spodziewa się bodaj, że to nie jest z naszej strony „rekuza dyplomatyczna“, słowo, które w jej świecie oznacza uchylenie się od zaproszenia pod fałszywym pozorem. Upewniła nas, że profesor, który nigdy nie mówi w domu o pacjentach, jest tak smutny, jakby chodziło o nią samą. Okaże się później, że nawet gdyby to było prawdą, byłoby to zarazem bardzo mało i bardzo dużo ze strony tego najniewierniejszego i najwdzięczniejszego z mężów.
Propozycje równie użyteczne, a nieskończenie

32