Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/111

Ta strona została przepisana.

Loup. — Ot, zostawmy nawet opinję naszych krewnych, która jest jednomyślna; ale niech pan spyta o niego służby, która ostatecznie zna nas najlepiej. Pan de Luxembourg darował swemu bratankowi małego murzynka. Murzynek wrócił płacząc: „Wielkie książę mnie bić, ja nie łajdak, wielkie książę złe, to bajeczne“. A ja mogę coś o tem wiedzieć, to jest kuzyn Oriany.
Nie sposób zresztą powiedzieć, ile razy w ciągu tego wieczora słyszałem słowa kuzyn i kuzynka. Z jednej strony, pan de Guermantes za każdem nazwiskiem które padło wykrzykiwał: „Ależ to kuzyn Oriany!“ z tą samą radością z jaką człowiek zgubiony w lesie czyta na końcu dwóch rozbieżnych strzałek na tabliczce informacyjnej, wraz z bardzo nieznaczną cyfrą kilometrów: Belvédere Casimir-Perier i Croix du Grand-Veneur i upewnia się, że jest na dobrej drodze. Z drugiej strony, tych słów kuzyn i kuzynka używała w całkiem innym sensie (stanowiącym tutaj wyjątek) ambasadorowa turecka, która przyszła po obiedzie. Pożerana światową ambicją i obdarzona istotną zdolnością asymilacji, ambasadorowa uczyła się równie łatwo historji Odwrotu dziesięciu tysięcy jak perwersji seksualnej u ptaków. Niepodobna byłoby złapać ją na jakim błędzie co do najśwież-

105