Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/113

Ta strona została przepisana.

znać, że jej egzemplarz pochodzi z pośledniejszych gatunków. Starała się nawiązać swoich przyjaciół do przyjaciół pana de Guermantes, dopadając go z ukosa: „Tak, tak, wiem dobrze, o kim pan mówi. Nie, to nie ci, to ich kuzyni“. Ale to desperackie zdanie, rzucone przez biedną ambasadorową, zamierało szybko. Bo pan de Guermantes, zniechęcony, odpowiadał: „A, w takim razie, nie wiem o kim pani myśli“. Ambasadorowa nie odpowiadała nic, bo o ile znała zawsze jedynie kuzynów tych których trzeba było znać, często ci kuzyni nie byli nawet krewnymi. Poczem ze strony pana de Guermantes rozlegały się nowe: „Ależ to kuzynka Oriany“, które-to słowa zdawały się przedstawiać dla pana de Guermantes w każdem jego zdaniu ten sam pożytek, co dla poetów łacińskich niektóre epitety, wygodne, bo dostarczały im daktylu lub spondeju w heksametrze. Bądź co bądź, wybuch: „Ależ to kuzynka Oriany“ wydał mi się zupełnie naturalny w zastosowaniu do księżnej Gilbertowej, która była w istocie bardzo bliską krewną Oriany. Zdaje się, że ambasadorowa nie przepadała za księżną Marją. Szepnęła do mnie po cichu: „To idjotka. Ależ nie, nie jest wcale taka ładna. Przesadzona reputacja. Zresztą — dodała z miną zarazem skupioną, niechętną i stanowczą — ona

107