makaronie) zaprosił pana de Luxembourg na śniadanie, ten odmówił, kreśląc na kopercie adres: „Pan de X..., młynarz“, na co dziadek odpowiedział: „Bardzo żałuję, że kochany pan nie mógł przyjść, tem bardziej że byliśmy w małym kółku, sami swoi, i że znaleźliby się przy stole jedynie młynarz, jego syn i pan“. Ta historja wydała mi się wstętna; nietylko nie uwierzyłbym nigdy, aby mój drogi de Nassau, pisząc do dziadka swojej żony (po którym zresztą miał dziedziczyć), nazywał go „młynarzem“, ale także niezdarność tej powiastki biła od pierwszych słów, ile że słowo „młynarz“ pomieszczono zbyt oczywiście na to, aby sprawdzić tytuł bajki La Fontaine’a[1]. Ale w faubourg Saint-Germain głupota — kiedy się z nią połączy złośliwość — jest taka, iż wszyscy uznali, że to jest cudownie trafione i że dziadek (którego natychmiast na ślepo okrzyknięto niepospolitym człowiekiem) okazał więcej dowcipu od przyżenionego wnuka.
Książę de Châtellerault chciał skorzystać z tej historyjki, aby opowiedzieć inną, którą słyszałem w kawiarni: „Wszyscy się kładli“; ale od pierw-
- ↑ Młynarz, jego syn i osioł.