Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/131

Ta strona została przepisana.

będzie wywiązywał aż po ostatni kres życia, jak z owych honorowych i łatwych funkcyj, które zachowuje się nawet będąc ramolem.
W chwili gdym miał odejść, dama dworu księżnej Parmy wróciła do salonu, zapomniawszy zabrać wspaniałych sprowadzonych z Guermantes goździków, które księżna ofiarowała Jej Wysokości. Dama dworu była dość czerwona, czuło się że ją spotkała pucówka, bo księżna Parmy, tak dobra dla wszystkich, nie mogła powstrzymać zniecierpliwienia wobec głupoty swojej suiwantki. Toteż ta biegła szybko, unosząc goździki, ale, aby zachować swobodną i figlarną minkę, rzekła przechodząc koło mnie: „Jej Wysokość uważa, że ja się zapóźniłam; chciałaby już odejść i mieć równocześnie goździki. Trudno, ja nie jestem mały ptaszek, nie mogę być w kilku miejscach naraz.“
Niestety! racja nie dopuszczająca wstawania przed Jej Wysokością nie była jedyną. Nie mogłem wyjść natychmiast, bo była i inna racja: było nią to, że sławny zbytek nieznany Courvoisierom, jakim Guermantowie — bogaci czy nawpół zrujnowani — umieli raczyć swoich przyjaciół, to nie był zbytek jedynie materjalny, ale, jak tego często doświadczyłem z Robertem de Saint-Loup, także zbytek uroczych wyrazów, uprzejmych gestów, ca-

125