Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/133

Ta strona została przepisana.

czność ich nie trwa dłużej niż egzaltacja, która ją dyktuje; subtelność, która kazała im wówczas odgadnąć cobyśmy chcieli usłyszeć i powiedzieć nam to wszystko, pozwoli im równie dobrze, w kilka dni później, podchwycić nasze śmiesznostki i bawić niemi innego gościa, z którym właśnie będą kosztowały jednego z owych tak ulotnych „momentów muzycznych“.
W przedsionku zażądałem od lokaja moich snow-boots, wziętych dla ochrony od śniegu, którego spadło nieco płatków rychło zmienionych w błoto. Nie zdałem sobie sprawy, że to jest nie eleganckie; ale, pod wpływem pogardliwego uśmiechu wszystkich, uczułem zawstydzenie, które doszło szczytu, kiedym ujrzał że księżna Parmy nie wyszła i że mnie widzi jak wkładam swoje amerykańskie kalosze. Księżna podeszła ku mnie: „Och, co za wspaniała myśl — wykrzyknęła — jakie to praktyczne: to się nazywa człowiek inteligentny! Wie pani, będziemy musieli kupić takie“, rzekła do damy dworu, podczas gdy ironia lokajów zmieniała się w szacunek, goście zaś tłoczyli się dokoła mnie, aby się dowiedzieć, gdzie ja mogłem znaleźć te cuda.
— Dzięki temu, nie potrzebuje się pan niczego obawiać, nawet gdyby znów spadł śnieg i gdyby

127