Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Bardzo ładny ornamencik — odparłem.
— A — odparł baron ze wzgardliwą miną — młodzi Francuzi nie tęgo znają arcydzieła swojego kraju. Coby się powiedziało o młodym berlińczyku, któryby nie znał Walkirji! Trzeba zresztą przypuszczać, że pan jesteś ślepy, skoroś mi mówił żeś spędził dwie godziny przed tem arcydziełem. Widzę, że pan się tak samo nie znasz na kwiatach jak na stylach; niech pan nie protestuje co do stylów — krzyknął baron tonem najwyższej wściekłości — pan nie wiesz nawet na czem siedzisz! Częstujesz swój zadek kozetką Directoire jako berżerką Louis XIV! Któregoś dnia weźmiesz pan kolana pani de Villeparisis za sedes i licho wie co na nie urządzisz. Podobnie nie poznałeś nawet w oprawie książki Bergotte’a ornamentu niezapominajek z kościoła w Balbec. Czy był jaśniejszy sposób powiedzenia panu: „Nie zapomnij o mnie!“.
Patrzałem na pana de Charlus. Niewątpliwie jego wspaniała i odpychająca głowa biła głowy wszystkich jego blizkich; możnaby rzec postarzały Apollo; ale zdawało się, że oliwkowa wątrobiana ciecz tryśnie z jego złych ust. Co się tyczy inteligencji, niepodobna zaprzeczyć, że, dzięki szerokiemu kątowi widzenia, ogarniała ona wiele rzeczy, które miały pozostać na zawsze nieznane księciu

142