Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/153

Ta strona została przepisana.

czu jego spłynęły łzy, jak możnaby przypuszczać z głosu). Mówiłem, żem zrobił sto kroków ku panu; to miało ten skutek, żeś pan zrobił dwieście kroków wstecz. Teraz na mnie kolej oddalić się — i koniec znajomości! Nie zapamiętam pańskiego nazwiska, ale zapamiętam postępowanie, aby, w dniach kiedy byłbym skłonny przypuszczać, że ludzie mają serce, delikatność, lub że mają bodaj na tyle inteligencji aby nie wypuszczać szansy, nie łatwo powtarzającej się w życiu — aby sobie przypomnieć, że kto tak mniema ten szacuje ludzi zbyt wysoko. Nie, to żeś pan powiedział że mnie znasz, kiedy to była prawda — bo teraz przestanie być prawdą — mogę uznać jedynie za naturalne; uważam to za hołd, to znaczy za rzecz miłą. Na nieszczęście, gdzieindziej i w innych okolicznościach mówiłeś pan rzeczy zupełnie inne.
— Proszę pana, ja przysięgam, żem nie powiedział nic, coby pana mogło obrazić.
— A kto mu powiada, że ja jestem obrażony? — wykrzyknął baron wściekły, prostując się gwałtownie na szezlongu, na którym spoczywał dotąd nieruchomo, podczas gdy blade spienione węże jego twarzy kurczyły się, a głos stawał się naprzemian ostry lub poważny niby ogłuszająca i rozpętana bu-

147