Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/17

Ta strona została przepisana.

ków niewieścich. Wszystkie te damy były do siebie trochę podobne, bo książę miał gust do kobiet dużych, majestatycznych i swobodnych zarazem, coś pośredniego między Wenus milońską a Wiktorią z Samotrake; często blondynki, rzadko brunetki, czasem rude, jak najświeższa zdobycz znajdująca się na tym obiedzie, owa wicehrabina d’Arpajon, którą książę kochał tak namiętnie, że przez długi czas zmuszał ją do dziesięciu depesz dziennie (co trochę drażniło księżnę), korespondował z nią zapomocą gołębi pocztowych kiedy był w Guermantes, i bez której przez długi czas tak był niezdolny się obejść, że pewnej zimy, którą musiał spędzić w Parmie, wracał co tydzień do Paryża spędzając dwa dni w podróży, aby ją zobaczyć.
Zazwyczaj te piękne figurantki były kochankami księcia dawniej, ale nie były już niemi w tej chwili (to była właśnie sytuacja pani d’Arpajon), lub miały niebawem przestać być niemi. Może urok, jaki miała w ich oczach księżna Oriana oraz nadzieja znalezienia się w jej salonie (mimo iż same należały do sfer bardzo arystokratycznych, ale drugoplanowych), kazały im, bardziej jeszcze niż uroda i hojność księcia, ulec jego pragnieniom. Zresztą, księżna nie przeciwstawiała się absolutnie wpuszczeniu ich do swego domu; wiedziała, że

11