Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

Ale takie rzeczy ja mam gdzieś. Wiesz, że ja nie jestem taki feudał jak mój kuzyn. Słyszałem, jak padały przed tym portretem takie słowa jak Rigaud, Mignard, nawet Velasquez — rzekł książę, wlepiając w Swanna wzrok inkwizytora i manjaka, starając się i wyczytać jego myśl i wpłynąć na odpowiedź. — Zresztą — zakończył książę (kiedy bowiem doprowadził do tego, że wywołał sztucznie sąd jakiego pragnął, umiał po paru chwilach uwierzyć że ten sąd jest dobrowolny) — powiedz sam, bez pochlebstw. Czy sądzisz, że to jest jeden z tych wielkich mogołów, których wymieniłem?
— Nnnie — rzekł Swann.
— Ależ w takim razie... ostatecznie, ja się na tem nic nie rozumiem; nie moją rzeczą rozstrzygać, czyj jest ten knot. Ale ty, miłośnik, mistrz w tej materji, komu go przypisujesz? Znasz się przecie na tyle, aby mieć o tem zdanie? Komu to przypisujesz?
Swann zawahał się chwilę przed tem płótnem, które mu się najwidoczniej wydawało okropne: — Złośliwości ludzkiej! — odparł ze śmiechem księciu, który nie mógł powstrzymać odruchu wściekłości.
Uspokoiwszy się, książę rzekł: — Jesteście bardzo mili obaj, zaczekajcie chwilę na Orianę, ja się tyl-

188